Podsumowanie zimy



 


Z ulgą i alergią przyjęłam nadejście wiosny, więc czas na (głównie fotograficzne, nie zawsze idealnie ostre) podsumowanie zimy. Z racji tego, że Irlandia za czasów naszego pobytu, nie była w stanie wyprodukować ani grama śniegu, Lusiasta przeżyła tu solidny szok. 




 Gdy po długiej, deszczowej i błotnistej jesieni w końcu spadło trochę białego puchu, nastało w domu prawdziwe szaleństwo.


Pierwsze wyjście -piesa wybiegła radośnie z klatki przed blok i zamarła ogarniając co jej się przykleiło do łapy. Zaczęła pacać w śnieg łapą jak kot, niuchać swoją stopę i patrzeć na mnie w stylu ,,Człowiek CO TO JEST?!”.  Po wstępnym przetworzeniu przez psi mózg nowego zjawiska (jak to człowiek- woda w proszku?!) , włączył jej się tryb ,,o mój borze ŚNIEG!” i zaczęła się jazda. Położyła przód psa, z otwartą kłapaszczą, bokiem do ziemi, i odpychając się tylnymi nogami, zaczęła kręcić kółka i nagarniać śnieg do pyska, chrumkając i parskając radośnie. Pomiędzy kolejnymi kółkami skakała w zaspach jak mały lisek polarny. Finalnie wynalazła nowy sposób przemieszczania się, ryjąc nosem w śniegu jak dzik i co chwila parskając śniegiem jak mały, kudłaty wieloryb. Od tego momentu, za każdym razem na widok śniegu pies kompletnie gubi mózg.




Kolejnym zaskoczeniem dla Lusioła był bałwan. Nie obyło się bez fukania, mrukania i nawet kilku basowych szczeknięć zanim mały ślepok się do niego przyzwyczaił.




Niedokończone kawałki bałwana pozwoliły nam odkryć nową pasję piesuli- zdobywanie. Cztery wielkie kule śnieżne, sięgające mi prawie do pasa, dały nam szansę poćwiczenia komendy ,,hop” i ,,czekaj”.



 

















 
 Od momentu, w którym Lusia zrozumiała, że może się na nie wgramolić, była z siebie tak dumna, że z dziką radością wskakiwała i pozowała do zdjęć.



Jedynym problemem były kulki, które tworzyły jej się na łapach. Trochę nam szkoda, że tej zimy śnieg pojawiał się u nas rzadko i w małej ilości, więc trzymamy kciuki za to, żeby nadrobić w przyszłym roku.

 

Komentarze