Z pamiętnika Szwendacza...
Jestem typową sową, w dni wolne z całego serca nienawidzę
wstawać przed 9 nad ranem. Wstawania do pracy nienawidzę jeszcze bardziej, ale
to już inna historia. Jednak posiadanie psa zmusza mnie do podniesienia zwłok z
łóżka i wyprawienia się na szybki sik o poranku. Wyglądam wtedy jak typowe
zombie drepczące za psem i staram się po prostu przetrwać. Nie jestem zbytnio
rozmowna ale staram się zachowywać jak cywilizowany człowiek.
W takim oto stanie, stojąc na środku trawnika, z Lusiołkiem
niuchającym kępki trawy, napotkałam pewną panią przechodzącą chodnikiem.
Zatrzymała się wpatrując w nas i uśmiechając szeroko. Zmusiłam swoje mięśnie do
wytworzenia czegoś na kształt uśmiechu.
Jak to do Hogwartu? A ja? |
Pani, chyba ośmielona moją reakcją,
zapytała:
,,Czy to jest pies pastewny?”.
Otrząsnęłam się, podrapałam po głowie i doszłam do wniosku, że z moim słuchem jest już chyba coraz gorzej. Podeszłam bliżej prosząc panią żeby powtórzyła:
,,Czy to jest pies pastewny?”.
Otrząsnęłam się, podrapałam po głowie i doszłam do wniosku, że z moim słuchem jest już chyba coraz gorzej. Podeszłam bliżej prosząc panią żeby powtórzyła:
,,Noo… to jest pies pastewny?”.
Tym razem już byłam pewna, że uszy mnie nie zawiodły. Pastewny? PASTEWNY??? Mój zaspany mózg natychmiast wyprodukował wizję Lusiastej jako buraka, jako że było to jedyne skojarzenie jakie miałam. Nie bardzo wiedząc, ani co pani miała na myśli, ani tym bardziej jak na to odpowiedzieć żeby nie urazić, rzuciłam tylko:
Tym razem już byłam pewna, że uszy mnie nie zawiodły. Pastewny? PASTEWNY??? Mój zaspany mózg natychmiast wyprodukował wizję Lusiastej jako buraka, jako że było to jedyne skojarzenie jakie miałam. Nie bardzo wiedząc, ani co pani miała na myśli, ani tym bardziej jak na to odpowiedzieć żeby nie urazić, rzuciłam tylko:
,,To jest spaniel,
tylko młody”
i wyszczerzyłam się do niej w nadziei, że to wystarczy. Co ciekawe
pani poczuła się usatysfakcjonowana tą odpowiedzią, jakbym dokładnie rozwiała
wszelkie jej wątpliwości i odeszła w swoją stronę. A ja stałam, jak kołek, na
środku trawnika nie mając pojęcia co zaszło. Pewnie Lusiowe pancerne szelki z
czymś się tej pani skojarzyły, może z psem pasterskim? Strach pomyśleć co miała na myśli, mimo że nie wyglądało na to żeby chciała skonsumować Lusiołka ;) Chociaż ja do tej pory zastanawiam się, czy to
nie był jakiś szyfr i przez swoje nieogarnięcie nie przegapiłam biletu do
Hogwartu ;)
Komentarze
Prześlij komentarz