Parkowe stado
Od pewnego czasu odkryłyśmy z Lusiatą nieformalne psie
zbiórki w naszym osiedlowym parku. Wieczorami ludzie gromadzą się na dość dużym
trawniku, gadają, bawią się z psami.
Futra są we wszelkich możliwych
rozmiarach- od berneńczyka do jamnika. Lusia jest chętna do zaprzyjaźniania się
ze wszelkim stworzeniem, natomiast nie wszystkie z nich ja uważam za bezpieczne
do zabaw, tym bardziej, że momentami pojawiało się nawet koło 15 różnych psów.
Przy takiej ilości ciężko było zapanować nad czymkolwiek. Tym sposobem
stworzyłyśmy własne stado, razem z kilkoma rozsądnymi przewodnikami młodych
futrzastych dziewczyn. Oddaliliśmy się na drugi koniec trawnika od głównego zbiorowiska, żeby mieć trochę przestrzeni,
głównie z powodu kilku ostatnich zupełnie niepotrzebnych psich spięć (vivat
głupota ludzka!).
Czasem wpadają do nas goście, co dziewczyny przyjmują z
zaciekawieniem. Ze zdziwieniem zaczęliśmy obserwować, że nasze futrzaki zaczynają zachowywać się jak stado. Gdy pojawia się nowy wszystkie idą razem go obejrzeć i powitać. A
że są cztery, w tym jedna naprawdę duża, ostatnio zawstydziły dość sporego
buldoga. Na szczęście kawaler zniósł to z godnością, a później wręcz z dumą
wdzięczył się do każdej po kolei. Próbował nawet się z nimi pobawić, ale za
każdym razem gdy zaczynał biegać, chrumkaniem straszył nasze piesy, które
momentalnie się zatrzymywały i patrzyły co mu się stało. Pomimo szczerego
współczucia jakim darzę krótkopyskie psy, ze względu na ich problemy z oddychaniem,
widok był dość komiczny.
Z dumą mogę stwierdzić, że nawet przy tak utrudnionej
(chrumkaniem) komunikacji, wszystko przebiegało bardzo pokojowo i radośnie. Pan
buldog nawet rozpłaszczeniem się na trawie próbował zmusić swoją Pańcię do pozostania
w parku, niestety bezskutecznie ;)
Komentarze
Prześlij komentarz